poniedziałek, 20 września 2010

Poniedziałek


I wyruszyli w świat daleki, do krainy gdzie rzeka szeroka na 200 koni a dziewki strojne jakby hrabianką każda była. Mężny Herb wraz ze swym przyjacielem bardem, byli tego poranka niespokojni. Coś wisiało w powietrzu, a powietrze było mętne jak zupa w gospodzie, którą ostatnio zwiedzili. Mężnemu Herbowi nadal w głowie huczały głosy, które słyszał w nocy po wypiciu eliksiru przywracającego obrazy. Był jakby nieobecny. "Zmarniał na twarzy" Pomyślał Bard. "Bez swego ogromnego topora na plecach wygląda całkiem normalnie. No cóż też w końcu człowiek tak i jak ja." Uniósł swą lutnie uprzednio zawiązując lejce przy siodle i zaczął grac jedną ze swych pochwalnych pieśni. I ruszyli tak w ciszy ducha, bez rozmów, obojętnie na zatracenie.
Gdy dotarli do miasta betonowych kwiatów, dopadł ich deszcz. Przeszywający lodowaty wiatr raził ciała swą surowością. Mikołaj ja muszę udać się do Wan-INFeral, by zobaczyć się z wyrocznią. I muszę iść tam sam. Bardo odpalając fifkę spojrzał na Herba ze zrozumieniem. Idź. powiedział, Ja i tak miałem zamiar zabawić tu na... dłużej. Spotkamy się za 3 noce na polu gdzie ubiłeś strzygę. Zgoda. i każdy poszedł w swoją stronę
HERB :

Gwarno było na jarmarku. Rozmowy wszelakich istot od czasu do czasu mieszał się ze stukotem podków koni. Na rogach uliczek stały elfki nawołujące do szanowania natury. Grupki Krasnoludów jak zwykle szukały zaczepek. Kobiety spacerowały dumnie wystrojone niczym hrabianki, ze swymi niziołkami targającymi ich zakupy.

-ahh dawno nie widziałem takiego tłumu. Pomyślał Herb wkraczając na Kościuszkowy Jarmark.

Nie był jednak zdeorientowany w tym zamieszaniu. Gdyż od dwóch lat był na usługach zakonu Wan-Infernal.

Kroczył spokojnie zakapturzony nie rzucając się w oczy. Nie zwracał uwagi, na piękne kobiety które kręciły się obok stoisk z błyskotkami. Ani na pijanych krasnoludów zataczających się środkiem drogi. Jeden z nich celowo próbował na niego wpaść, lecz Herb finezyjnie uskoczył i krasnolud runął mordą w ziemie. Nie był tu dla przyjemności, nie szukał zwaśni. Ponadto był zmęczony, nie wszystkie rany się zagoiły. Szedł spokojnie, ktoś w tłumie go rozpoznał, i zawołał, lecz Herb zignorował znajomą twarz i przyspieszając kroku opuścił Jarmark udając się w kierunku świątyni, do której droga nie była już tak tłoczna. Stojąc przed drzwiami świątyni Wan-Infernal, Mężny Herb westchnął ciężko, spojrzał w niebo i pchnął wielkie drewniane skrzydło. Udał się prosto do komnaty Wyroczni, gdzie siedziały na tronach wybranki losu. Kapłanki, które zajmowały się „mieczami klasztoru” którymi byli wybrani wojownicy, tacy jak Herb.

-Witaj Herbie. Co cię do nas sprowadza? Zapytała Kapłanka siedząca na środku komnaty.

- Witaj o Pani. Wykonałem wszystkie zadania, Odparł Herb, wyciągając z torby pergamin z pieczęciami wójtów i książąt władających okolicznymi ziemiami, które były dowodem na to że wojownik wywiązał się ze swych obowiązków.

- Wszystkie ? Zapytała nieufnie kapłanka. Nie widzę tu pieczęci Księcia z Infos, czyż nie miałeś się uporać z buntownikami na jego ziemiach ?

- Byłem tam Pani. Widziałem co się dzieje. Książe Maleik gnębi wieśniaków. Każe składać sobie ogromne daniny. Wieśniacy głodują, nie mają jak żyć. Nie będę zabijał ludzi którzy walczą o to co im się należy.

- MILCZ! Krzykneła ze wściekłością Kapłanka. Jak śmiesz podważać rozkazy wyroczni!? Jesteś tylko „mieczem tego klasztoru” Masz robić to o co prosi nasza bogini! Pojedziesz tam i załatwisz tą sprawę! Albo nigdy więcej nie przekroczysz progu tej świątyni! Zrozumieliśmy się ?

Herb zacisnął pięści ze złości…. - Tak Pani. Odpowiedział przez zaciśnięte zęby.

-Masz 2 tygodnie. A teraz zejdź mi z oczu.

Herb ukłonił się niechętnie i wycofał się z przed majestatu kapłanek. Gdy wyszedł ze świątyni stanął na placu przed nią i odpalił fifkę. Kurwa. Pomyślał. Co za gnój :/ Nagle poczuł tępy ból głowy, na dodatek odezwały się stare rany. Musze jak najszybciej wracać do siebie i wyleczyć się do końca. W takim stanie nie dam rady załatwić spraw z Maleik’iem. I ruszył z powrotem, gdzie nie czekała już piękna niewiasta, tylko zimne puste domostwo….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz